21 lut 2009

To znowu ja.

Pojawiam się ponownie w wirtualnej przestrzeni, co oznacza tyle, że siedzę na korytarzu akademika w Hanoi. Zatem wróciłam. Znowu odczuwam przyjemność z tego stanu rzeczy, choć znacznie mniejszą niż ostatnio razem. Dwa tygodnie wszakże to za mało, by się prawdziwie stęsknić (zwłaszcza, że Laos okazał się być destynacją naprawdę przednią). ------- Mam niby jakieś blogowe tyły, tak? Ta Kambodża... Motyla noga! Będę starała się z tym jakoś uporać pomiędzy czekającymi na mnie w Hanoi obowiązkami i przyjemnościami. Terminarz ciągle napięty: urodziny współlokatorki, zakupy, wizyta w ulubionej kawiarni, zaległości książkowe, zaległości prasowe, plotki, zakupy, zakupy... Skoro jednak się zalogowałam i piszę to, co piszę, wrzucę pierwszą partię fot. Zaspakajajcie wzrokowy głód Rodacy! Macie oto przed sobą Battambang - drugie, po Phnom Penh, największe miasto Kambodży. Słaby to punkt wyjazdu, naprawdę słaby... Pojechałam tam oglądać pozostałości architektury kolonialnej i ledwie się takowych dopatrzyłam! Klimatu, jak to się mówi, to tam nie było. Uwaga, uwaga! Battambang :/