30 wrz 2010

Apamea (ruiny), Syria + słowo o odczuciu przesytu.

Połowa atrakcji turystycznych świata to ruiny. Niekiedy „wymiękam” w temacie i na Bliskim  „wymiękłam” właśnie w Apamei. Przestałam absorbować otaczającą mnie przestrzeń. ----- Czytam podróżnicze zapiski Herberta i mi trochę wstyd w obliczu tego, co on notuje: „Więc widzę je po raz pierwszy w życiu, naocznie, realnie. Będę mógł za chwilę pójść tam, przybliżyć twarz do kamieni, zbadać ich zapach, przesunąć ręką po rowkach kolumny. Trzeba uwolnić się, oczyścić, zapomnieć o wszystkich widzianych fotografiach, wykresach, informacjach. …”. Potrzebny chyba RESET całkowity.

27 wrz 2010

Jezioro al-Assad, Syria.


Nic ponad kąpiel w spiętrzonych wodach Eufratu.

Towarzystwo.

Może teraz o tym, że jadąc w grupie skupiasz się bardziej na grupie, mniej na otoczeniu. Jest wakacyjnie i miło. Jest inaczej. Wszystkiego, mówią, mieć nie można. Tym razem były przyjemności.

Zapaleni amatorzy starożytności. Mari i Dura Europos, Syria.


Mocno na wschodzie z atrakcjami kategorii drugiej. 25 km od granicy z Irakiem. Towarzyszyli: Joanna i Bartłomiej.

21 wrz 2010

Klasztor Mar Musa, Syria.


Plan był trzydniowy, a już po pierwszej nocce daliśmy nogę. Jesz, pijesz, pracujesz, żyjesz. Zatrzymaliśmy się tam i z ciekawości (bo to jeden z nielicznych klasztorów chrześcijańskich w Syrii), i z wyrachowania (Pan nie płaci, Pani nie płaci – łoży chyba Watykan). W każdym razie, wykończył nas już pierwszy modlitewny wieczór. Przy pierwszej okazji zwialiśmy do Hims, do syryjskiej rodziny na arak i piwo. ----- Na zdjęciu poniżej szanowny brat i nowy kolega Arnan. Jeden i drugi pod wpływem. 

16 wrz 2010

Wadi Rum, Jordania.

Po horyzont białych punktów. Jadą. Nawet malowniczo to wygląda, ta ruchoma linia. ----- Wycieczka jeepem po pustyni to jest coś. Mocna, taka męska rzecz. Płaci się słono – niech będzie, za te widoki, za to rozgwieżdżone niebo. Narzekać można tylko na formę – zupełne minimum. Rzucony pod nos turystyczny ochłap.