1 lut 2009

Ciąg dalszy czyli w Birmie z P.

Dojechał do mnie Mój Mężczyzna i wsparł mnie w azjatyckim podróżniczym boju (yeah!): 4 tygodnie (w tym Boże Narodzenie i Nowy Rok) spędziliśmy w Birmie. Oczywiste, że wyjazd był udany, choć oboje przyznajemy, że liczyliśmy na coś innego. Tu, na blogu, taki tylko komentarz pozostawię. Wyjazd na dwa aparaty rozleniwia bardzo: często wysługiwałam się Piotrem i wielu sytuacji sama nie uwieczniłam. To, co pokażę, będzie tylko częścią naszego wyjazdu - moim komentarzem, w dodatku niepełnym. W zbiorze P. znajduje się dużo więcej ciekawych fotografii - za to ręczę. Zaczęliśmy w Rangunie i tam też skończyliśmy, po drodze było Mandalay, górski Hsipaw, kompleks świątyń w Bagan, trekking w Kalaw, dalej jezioro Inle i Zatoka Bengalska. Zaznajomieni z birmańskim tematem wiedzą, że to bardzo standardowa trasa: birmański MUST SEE. Było turystycznie, tak bywa.