21 wrz 2010

Klasztor Mar Musa, Syria.


Plan był trzydniowy, a już po pierwszej nocce daliśmy nogę. Jesz, pijesz, pracujesz, żyjesz. Zatrzymaliśmy się tam i z ciekawości (bo to jeden z nielicznych klasztorów chrześcijańskich w Syrii), i z wyrachowania (Pan nie płaci, Pani nie płaci – łoży chyba Watykan). W każdym razie, wykończył nas już pierwszy modlitewny wieczór. Przy pierwszej okazji zwialiśmy do Hims, do syryjskiej rodziny na arak i piwo. ----- Na zdjęciu poniżej szanowny brat i nowy kolega Arnan. Jeden i drugi pod wpływem.